Libańczycy będą chronić nasze bociany!

Wyruszamy, w poniedziałek 25 marca. Z Warszawy do Frankfurtu, a dalej wprost do – Bejrutu. Mniej więcej o 18.30 lądujemy na lotnisku w stolicy Libanu. Tuż przy wyjściu z lotniska wita nas kolega Michel Sawan – przyjaciel i członek Grupy EkoLogicznej. Wprost z lotniska jedziemy na północ Libanu, gdzie mamy rozpocząć kolejny etap naszego projektu. W dniu naszego przyjazdu nie mieliśmy zaplanowanych spotkań i mogliśmy odsapnąć po trudach podróży. Następnego dnia pierwsze spotkania z młodzieżą. Wśród wyznaczonych grup (dzieci i młodzież w wieku 12- 18 lat) spodziewamy się spotkać strzelających do naszych bocianów. Przyjeżdżamy do pierwszej szkoły. Na Sali około 50 uczniów. Uruchamiamy prezentację nt. ochrony bocianów w Polsce i zadajemy pytanie ile osób poluje na ptaki. Rozglądamy się po sali, jeden, dwa, trzy….. Okazuje się że w grupie jest aż 12 chłopców, którzy polują na ptaki, w tym na nasze ukochane bociany.

Dzień drugi Od samego rana emocje. Pospiesznie zjadamy śniadanie i ruszamy. Tym razem naszym celem jest duża, prywatna szkoła Ecole Saint Georges Achache. Wielka, przestronna sala i grupa młodzieży około 220 osób. Rzuca się w oczy doskonałe przygotowanie oraz roll up z certyfikatem zaobrączkowania bociana, który wręczyliśmy szkole 2 lata wcześniej. Tuż przed prezentacją spotykamy p. Katarzynę Tuszyńską – Niesiołowską oraz Mariusza Mieczkowskiego z Ambasady Polskiej w Bejrucie będącej partnerem naszego projektu. Rozpoczynamy prezentację i ponownie zadajemy pytanie kto strzela do ptaków. W niemym geście unosi się 25 rąk i już wiemy, że nasza misja będzie trudna. Po zakończeniu prezentacji padają pytania. Michel cierpliwie odpowiada, a na sali widać emocje. Po zakończeniu rundy dodatkowej przekazujemy listy wyrażające troskę o bociany od siedleckiej młodzieży i udajemy się do gabinetu pani dyrektor. Dyskutujemy nt. partnerstwa naszej organizacji ze szkołą. Pani dyrektor chętnie przystaje na nasze propozycje i placówka będzie naszym oficjalnym reprezentantem w Libanie. Ruszamy do kolejnej szkoły. Tym razem jest to College Frere de la Salle, w której byliśmy podczas poprzedniej wizyty. Czekają nas dwa spotkania i około 130 osób. Przychodzi pierwsza grupa i rozpoczynamy. Wszyscy bardzo zainteresowani, żywo uczestniczą w prezentacji. Po zakończeniu wręczamy kolejne listy, foldery przygotowane na potrzeby akcji i… już jesteśmy w drodze. Udajemy się do naszego kolegi Fadiego Habib, do małej górskiej wioski Jariour. Krótkie, serdeczne powitanie i podchodzimy do wolier, w których przebywają kontuzjowane ptaki. Dominują błotniaki, ale widzimy też orliki, pustułki, myszołowy, kanie i oczywiście bociany. Tych ostatnich jest najwięcej. Nasz kolega leczy i wypuszcza na wolność ptaki poszkodowane w wyniku nielegalnych polowań. Dyskutujemy o problemach oraz możliwościach wsparcia ośrodka. Tuż przed wieczorem jedziemy na krótko w góry. Chcemy dotrzeć na szczyt, skąd widać w sezonie tysiące lecących drapieżników. Nie docieramy jednak na miejsce, bowiem ścieżki są ciągle pokryte około 30 cm warstwą śniegu.

Dzień trzeci Z samego rana udajemy się do Kfarhabou Official High School. Na prezentację przychodzi 89 osób i jeszcze przed rozpoczęciem wiemy, że wezmą w niej udział młodzi ludzie strzelający do ptaków. Opowiadamy o naszej misji, pokazujemy zdjęcia i dyskutujemy. Młodzież pyta o ilość jaj w gniazdach, okres wysiadywania, przebieg lęgu. Prezentacje oraz dyskusje trwają około 1,5 godziny. Po zakończeniu pospiesznie ruszamy w teren, by obserwować lecące ptaki. Pogoda nie sprzyja obserwacjom, ale chwilowe przejaśnienia dają nadzieję. Odwiedzamy punkty, na których poluje się na ptaki. Nie spotykamy myśliwych, a na niebie co jakiś czas widzimy drapieżniki. Lecą dość nisko. Rozpoznajemy orliki krzykliwe, myszołowy, błotniaki, pustułkę, gołębiarza. Objeżdżamy kolejno 6 wyznaczonych wcześniej punktów i na wszystkich spotykamy drapieżniki. Widać, że ptaki błyskawicznie reagują nawet na krótkotrwałą zmiany pogody i natychmiast podejmują migrację. Nigdzie nie spotykamy polujących myśliwych. Dowiadujemy się, że wiedzą oni o naszej wyprawie i obawiają się, że zostaną przyłapani na gorącym uczynku. Po południu ponownie wyruszamy do Fadiego. W planie wycieczka w góry i obserwacje migrujących drapieżników. Pogoda ciągle nam nie dopisuje, a górskie drogi nie są przejezdne. W drodze powrotnej Fadi pokazuje nam miejsce prawdziwej rzezi ptaków drapieżnych. Stanowisko z kamieni, za którym chowają się myśliwi jest zlokalizowane pod osłoną drzew oliwnych, dokładnie na zboczu doliny, którą migrują ptaki. Jak relacjonuje nasz kolega, w miejscu tym ginie szczególnie dużo trzmielojadów. Ptaki te lecą nawet 30 metrów nad ziemią i stają się łatwym celem kłusowników. Z opowieści wynika, że tylko jednego dnia może ginąc tutaj nawet 150 ptaków. Obrazu naszego przerażenia dopełniają walające się wszędzie łuski. Nie możemy w to wszystko uwierzyć, a skala procederu budzi w nas przerażenie oraz wielkie emocje. Na punkcie pozostajemy do wieczora i z zadumy budzą nas dopiero nigdy wcześniej nie słyszane odgłosy. Z okolicy odzywają się szakale. Fadi opowiada nam, że w nocy zbierają one zabite ptaki.

Dzień czwarty Wstajemy o piątej rano i wyruszamy w podróż do Bejrutu. Około 9 mamy się spotkać z Ministrem Środowiska – Fady Jreissati. Przybywamy na umówione spotkanie kilka minut wcześniej. Dołącza do nas pan Ambasador Przemysław Niesiołowski. Pan minister zaprasza nas do gabinetu. Zdajemy krótkie sprawozdanie z celu naszej wizyty. Zostajemy przyjęci bardzo entuzjastycznie. Rozmawiamy o konkretnych sposobach rozwiązania problemu nie legalnych polowań oraz o roli jaką ma odegrać w zwalczaniu tego procederu ministerstwo środowiska. Nasz gospodarz proponuje konkretne rozwiązania, które zamierza wprowadzić w życie przy udziale podległych mu służb i zapewnia, że jest zdeterminowany do natychmiastowego działania. Uzyskujemy również obietnice o współpracy w zwalczaniu polowań na ptaki migrujące z ministerstwami: edukacji, turystyki oraz z armią Libanu. Rozmowa trwa około 35 minut i nie wygląda na kurtuazyjną wymianę zdań, a na konkretne przemyślane spotkanie- jesteśmy pod wrażeniem. Wychodząc wręczamy Panu Ministrowi folder zawierający listy dzieci z polskich szkól, album o siedleckich bocianach, koszulkę projektu „Bociany ponad granicami” oraz mapy z lokalizacją 12 miejsc na północy Libanu, gdzie zabija się tysiące ptaków rocznie. Następnego dnia pan minister potwierdza, że nie rzuca słów na wiatr. Na spotkaniu z rządem libańskim publicznie nagłaśnia problem i prosi o wsparcie innych ministerstw. Po zakończeniu spotkania w ministerstwie udajemy się do Ambasady Polskiej w Bejrucie. Na miejscu spotykamy się z przedstawicielami libańskich organizacji pozarządowych (ABCL, Lebanese Birds Conservatove Coalition LBCC) oraz z pracownikami ambasady z panem Przemysławem Niesiołowskim i Katarzyną Tuszyńską- Niesiołowską na czele. Dyskutujemy o projekcie, kolejnych krokach, które powinniśmy podejmować oraz o zaangażowaniu poszczególnych instytucji. Dyskusje trwają dobre dwie godziny i są bardzo konstruktywne. Wszyscy są bardzo dobrze nastawieni i deklarują aktywny udział w kolejnych działaniach. Popołudnie kończy się uroczystym obiadem w ambasadzie, w trakcie którego nie ma końca dyskusjom i wnioskom. Dużo konkretnych pomysłów podsuwa pan ambasador, który bardzo zaangażował się w nasze działania. W drogę powrotną do Kfarhabou wyruszamy późnym popołudniem. Po drodze zatrzymujemy się na krótko w Mina, by obserwować mewy. Kilkanaście zdjęć i ponownie jesteśmy w drodze. Dzień piąty Za oknem ulewa, a my ruszamy na spotkanie. O 9 rano jesteśmy umówieni z panem Mohammad Saadieh (president of Dannieh Municipality Union). Jest sobota, administracja nie pracuje zbyt intensywnie, a nasz gospodarz przybywa na spotkanie wprost z lotniska. Okazuje się, że podobnie jak my jest przyrodnikiem i interesuje się roślinami. Cierpliwie słucha naszego referatu nt. problemu ptaków migrujących i w odpowiednich momentach zadaje konkretne pytania. Pan Saadieh deklaruje wsparcie naszego projektu i prosi o przygotowanie konkretnych propozycji prowadzenia działań w okręgu północnym, którym zarządza. Jednocześnie zapewnia, że służby ochrony urzędu będą reagować na przypadki kłusownictwa w najbliższej okolicy. Dyskutujemy o planach na przyszłość, przekazujemy materiały: folder oraz mapę miejsc niebezpiecznych w okręgu Danniech. Pan Mohammad żywo interesuje się działalnością prowadzoną przez naszą organizację i ostatecznie deklaruje daleko idące wsparcie projektu na północy Libanu. Po zakończeniu dyskusji wymiana wizytówek, okolicznościowe zdjęcie i ruszamy dalej. Za oknem ulewa, ale wieści z gór od naszego kolegi Fadiego są optymistyczne. Podczas krótkich okresów przejaśnienia lecą drapieżniki. Ponownie udajemy się na sam szczyt. Fadi dziarsko prowadzi swoją terenówkę i co jakiś czas zatrzymuje się byśmy mogli zrobić zdjęcia. Jedziemy do Saint Mary of the fortrees w Ehden, miejsca kultu znanego na całym świecie. W dole zapierający w piersi widok. Chmury znajdują się na „wyciągniecie ręki”, a nasz kolega  pokazuje nam kolejne oszałamiające obrazki. Robimy dużo zdjęć i patrzymy na dolinę, którą przemieszczają się tysiące ptaków w drodze na północ. Tędy wiedzie znany szlag wędrówek ptaków szponiastych – szczególnie trzmielojadów. Musimy wracać. Po drodze wstępujemy jeszcze do Klasztoru Maronickiego św. Antoniego w Mar Chaya. Naszą uwagę przykuwają oszałamiające widoki, znane tylko z egzotycznych filmów i niezwykła prostota miejsc świętych dla Libańczyków. Natychmiast zauważamy, że w sąsiedztwie klasztoru gnieździ się dużo ptaków. Zewsząd słychać drozdy, latają sikory, a ze zbocza odzywa się pierwszy wieczorny puszczyk. Nasz kolega tłumaczy, że okolice klasztoru są bezpieczne dla ptaków- nikt tutaj nie poluje w żadnym okresie roku. Nieubłaganie zbliża się zmrok i czas wracać. W domu Fadiego czeka już na nas Michel, który zabiera nas do gościnnego domu swoich rodziców w Kfarhabou.

Dzień szósty Ostatni dzień naszej misji spędzamy w sposób trochę mniej intensywny. Za oknem ciągle ulewa więc nie możemy prowadzić obserwacji. Odwiedzamy jednak jedno z miejsc w okolicy Kfarhabou, gdzie bociany zatrzymują się na żerowanie i nocleg. Michel pokazuje nam łąkę na której żerują oraz drzewa na zboczu doliny, na których śpią. Wygląda to tak, że przed wieczorem bociany lądują by się posilić, a szybko zapadający zmrok zmusza je do usadowienia się na drzewach. Ta decyzja niesie za sobą fatalne skutki. Ptaki są z daleka doskonale widoczne i stają się łatwym celem. Podczas przygotowań do noclegu oraz o świcie z rąk kłusowników może ginąć ich nawet kilkadziesiąt. Po krótkiej wizycie w terenie umawiamy się na spotkanie z myśliwymi. Jedziemy do domu w którym mieszka duża rodzina z tradycjami wojskowymi. Głowa domu to emerytowany wojskowy i szczycący się swoją świadomością łowiecką myśliwy. Spotykamy jeszcze brata pana domu i dwóch synów, z których jeden poluje. Myśliwi twierdzą, że polują tylko w sezonie i wyłącznie na ptaki łowne. Pokazują jednocześnie w telefonie zdjęcia zabitych przepiórek oraz pokrzewki kapturki. Uświadamiamy im, że ptaki te przeżywają regres i polowania jeszcze bardziej uszczuplają ich populacje. Myśliwi wydają się zaskoczeni i nie kontynuujemy dalej dyskusji. Próbujemy jeszcze pytać dlaczego myśliwi w Libanie strzelają do bocianów i ptaków szponiastych. Nasi rozmówcy opowiadają, że jest to element kultury i rywalizacji. Jesteśmy zaskoczeni, ale ta odpowiedź padała często podczas naszej wizyty. Próbujemy jeszcze wyjaśniać jak ważne są dla nas bociany i ptaki migrujące, że nie jest ich tak dużo jak się wydaje i prosić o wsparcie w podnoszeniu świadomości wśród myśliwych. Nasi rozmówcy są przyjaźni. Zastanawiają się nad tym co mówimy i widać, że nasze uwagi przekażą kolegom. Co z tego wyniknie – czas pokaże. Tego samego dnia, około 20 – tej wyruszamy w drogę na lotnisko. Samolot jak zwykle jest opóźniony. Ostatecznie odlatujemy o 4.30 do Frankfurtu. O 16.30 odczytujemy pierwsze w tym roku bociany białe w gminie Suchożebry.

P.S Podczas naszej wizyty w Libanie i tuż po powrocie, wydarzyło się wiele dobrych rzeczy rokujących pozytywnie dla przyszłości ptaków migrujących.

Najważniejsze to: W ciągu całego tygodnia nie padły na północy Libanu żadne strzały Minister Obrony udzielając wywiadu dla telewizji publicznej zapowiedział ściganie i karanie kłusowników, co wywołało wielkie zamieszanie w świecie myśliwych.

Minister Środowiska zaapelował na konferencji z innymi ministrami transmitowanej w publicznej telewizji, że będzie dążył do wyeliminowania nielegalnych polowań na paki migrujące, w tym szczególnie na nasze bociany i poprosił o wsparcie kampanii.

Minister edukacji wystosował pismo do wszystkich szkół ponadpodstawowych o obowiązku prowadzenia stałej edukacji dla wszystkich uczniów o ptakach migrujących, a przede wszystkim o bocianach. Jak podkreśla pan minister, celem jest podniesienie poziomu świadomości oraz zmiana niekorzystnego wizerunku Libańczyków  na arenie międzynarodowej.

Gubernator prowincji Dannieh, w północnym Libanie- miejsca newralgicznego ze względu na przeloty deklaruje bezpośrednią pomoc w edukacji oraz w działaniach w terenie.

Kampania „Bociany ponad granicami” jest prowadzona przez Grupę EkoLogiczną w partnerstwie z Ambasadą Polską w Bejrucie od roku 2013.

Nasza wyprawa nie mogłaby się odbyć bez wsparcia wielu osób oraz instytucji, którym z całego serca dziękujemy.

Pomogli nam:

Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, na czele z panem Ministrem Pawłem Solochem- nadając problemowi rangę międzynarodową, Ambasada Polska w Bejrucie- kupując bilety na przelot, powielając folder oraz  organizując spotkania w Ministerstwie Środowiska oraz w Ambasadzie, Bez Szablonu- Renata Orzeszek-przygotowując koszulki naszej akcji, Kozak Druk- przygotowując skład folderu, Ryszard Ryś- darując bezinteresownie piękne dzienniki obserwacji siedleckich bocianów, Michel Sawan i Fadi Habib z rodzinami organizując nasz pobyt w terenie, w szkołach oraz goszcząc nas w swoich domach. Szkoły Podstawowe w: Raniżowie, Woli Raniżowskiej, Wodyniach, SP nr 4 w Siedlcach oraz I Liceum Ogólnokształcące im. Bolesława Prusa w Siedlcach, które pisały listy do uczniów libańskich.

Ireneusz Kaługa, Magdalena Żynda