Każdego roku, w ostatnich dniach września, niewielka grupa miłośników ptaków i biwakowania wyrusza w znane sobie od lat miejsce by cieszyć się przyrodą.
Celem tej wycieczki są stawy Gutocha, w gminie Baranowo.
To piękne miejsce, nigdy nie sprawia nam zawodu i nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych coś ciekawego można tutaj zaobserwować.
Tak było i tym razem.
Decyzja o wyjeździe zapadła nie jak zawsze bardzo dawno, ale tym razem z marszu.
Deszczowa końcówka lata i niewiele słonecznych dni nie nastrajały do wyjazdu.
Postanowiliśmy jednak wykorzystać krótką poprawę, co przesądziło o wyjeździe.
Krótkie przygotowania, dwie godziny jazdy i jesteśmy.
W ciągu godziny od przyjazdu mamy już ognisko i patrzymy przez lunetę.
Z wielu miejsc docierają do nas głosy gęsi, widzimy stada czajek, pojedyncze rycyki, wrony, czaple siwe i białe. Krążą myszołowy, przelatuje wrona, odzywa się dzięcioł czarny.
Widzimy przelatujące nad stawami kaczki. To charakterystyczne, o tej porze roku świstuny. Zastanawiają nas jedynie pojedyncze głosy żurawi.
Każdego roku, w trakcie naszej wycieczki ponad tysiąc tych pięknych ptaków zlatuje by spędzić wieczorne godziny na bezpiecznych stawach. Czyżby tym razem miało być inaczej?
Patrzymy, słuchamy, dyskutujemy.
Z oddali słychać grupkę około 50 ptaków. Usiądą, polecą?
Patrzymy ukryci blisko ogniska i nic. Ptaki siadają z drugiej strony zadrzewienia i odzywają się charakterystycznymi dla rodzinnych grup głosami. Pośród wielu nawoływań, odróżniamy „dziecinne” głosy młodych ptaków.
Bardzo szybko zapada zmrok, a lecących na stawy żurawi nie widać.
Ostatecznie na stawy przylatuje około 20 ptaków i spektakl dobiega końca.
Są to z pewnością rodzinne grupki, które mijaliśmy jadąc w kierunku miejsca obozowania.
Wieczór spędzamy na dyskusjach, zadając najważniejsze tego wieczora pytanie, dlaczego?
Nastroje poprawiają nam dobiegające zewsząd głosy gęsi i nadzieja na żurawie następnego dnia.
Wieczorem raczymy się pieczonym, mięskiem wprost z kociołka i dyskutujemy do późna.
Zasypiamy zmęczeni, wprost przy ognisku, nie czując zbliżającego się przymrozku.
Tuż po piątej budzi nas Tomek. Jako jedyny spał w namiocie i nawet w nim poczuł zimno.
Na dworze -1. Dorzucamy drew do ogniska i próbujemy się rozgrzać.
Z wszystkich stron słychać lecące gęsi. Stada: 50, 45, 38, 120. Kierunek południowy- zachód.
Z drugiej strony stawów stada czajek.
Czekamy do światu i wyruszamy.
Na pierwszym stawie perkozki, czaple białe, stada trznadli. Kolejne stawy: wąsatki, świstuny, płaskonosy, łabędzie.
Działamy według ustalonego schematu. Marcin rozstawia lunetę, Wiktor fotografuje ptaki, które są daleko, my z Tomkiem patrzymy przez lornetki.
Obserwacje prowadzimy do dziesiątej.
Słońce jest już wysoko i wszyscy czujemy przyjemne ciepło.
Patrzymy na siebie i nikt nie chce powiedzieć tego jednego zdania.
Pora wracać.
Za rok znowu to wrócimy.
Będziemy obserwować ptaki, gawędzić przy ognisku i wdychać jakże znany nam zapach trzcinowiska.
W tegorocznej wyprawie wzięli udział: Tomasz Gajkowski, Wiktor Caruk, Marcin Stępień i Ireneusz Kaługa.
Wszyscy ci, którzy nie dojechali mogą tylko żałować!
Foto: Wiktor Caruk i Ireneusz Kaługa